Gdy moje dzieciątka były malutkie myślałam, że wystarczy mi igła i kilka kolorów nitki, aby ogarnąć małe prace szwalnicze w domu (czy coś w tym stylu). Absolutnie nie martwiłam się czy mam jakąś tasiemkę, guziczek czy skrawki materiału. Wychodzę z założenia, że nie należy gromadzić zbędnych rzeczy „bo może kiedyś się coś przyda”. Im więcej mamy zbędnych rzeczy w domu tym tworzy się większy bałagan. Gdy robiłam rewolucję w moim domu, wyrzuciłam całe pudełko „zapasowych guzików” od dawno nie noszonych ubrań, starych zamków i zaczepów. Pozbyłam się niepotrzebnych materiałów i ubrań. Nie mam zdolności do szycia i wszelkie prace z tym związane wolę zlecać zawodowym krawcowym.
Pozdrawiam moją ulubioną Panią od przeróbek, która wywraca oczami jak mnie widzi z błagalną miną, ale wszystko zrobi na „już” i nawet przypomni, że dziś impreza i wypada odebrać sukienkę 🙂
Pewnego dnia jednak moja metoda „wyrzuć wszystko co Ci się nie przyda” wprawiła mnie w nie lada problem. Wyobraźcie sobie moją minę kiedy pewnego wieczoru Antek mówi
„Mama, a czytałaś na e-dzienniku, że jutro będziemy robić kukiełkę?”
(Tutaj pada cała seria niecenzuralnych słów wykrzyczanych w myślach)
No pewnie, że nie czytałam. Zapomniałam. Patrze w ten e-dziennik i czytam coś w tym stylu ” Jutro dzieci musza przynieść skrawki materiałów, guziki, tasiemki, bo będą robić kukiełkę”.
No i musiałam pociąć starą koszulkę męża, moje rajstopy, kawałek serwetki, aby moje dziecię miało skrawki materiału.
Dlatego posiadacze dzieci zróbcie sobie takie pudełko na „artystyczne pierdoły”, i wrzucajcie tam wszystko co może się przydać. Bo na przykład pewnego wieczoru dowiesz się, że na jutro muszą zrobić rakietę z rzeczy z recyklingu.
Mój podstawowy niezbędnik szwalniczy:
- igła
- zestaw nici
- kilka guzików
- agrafka
- pudełko na „przydasie do szkoły i DIY”
- numer telefonu do fajnej krawcowej