Dzisiaj takich babci już nie ma…
Dzisiejsze babcie piszą smsy i maile. Oglądają zdjęcia na laptopie. Mają prawo jazdy i jeżdżą na nartach. Jedzą produkty bezglutenowe i bez laktozy. Gotują dania wegańskie. Noszą leginsy i adidasy. Chodzą do pracy i na spotkania biznesowe. Robią karierę. Są młodsze i sprawniejsze.
Moja Babcia siedziała zawsze na swoim miejscu. Między piecem, a szafkami kuchennymi. Tam było jej najlepiej, najcieplej, najmilej. Pod jej nogami siedziały dwa koty i pies Buczek. Głaskała go nogą a on wiernie jej towarzyszył.
Ubrana zawsze w ciepłe kapcie i kwiecisty fartuch, który zmieniała w święta na „niedzielny”. W siwych włosach i zatroskanym wzrokiem.
Gotowała najlepiej na świecie. Nie znam nikogo, kto gotowałby z taką miłością. Soczysty kurczak i rozpływające się w ustach bitki. Parzycha i pomidorowa. Gołąbki, które wszystkie wnuki wspominają do dziś i nikt nigdy takich już nigdy nie ugotuje. Gzik z cukrem oraz chleb z masłem i pomidorem. Śnieżka z truskawkami i makowiec. Cukierki zrobione z mleka prosto od krowy i cukru z cukrowni. I te gofry na które mówiła „wafle”. Miała taką przedwojenną gofrownicę żeliwną. Trzeba było obracać ją nad ogniem. Taka drobna stała przy kuchni i smażyła najlepsze „wafle”. Układała je na talerzu warstwami. Nikogo nie musiała zachęcać. Wszyscy bez pytania urywali sobie „serduszko” albo brali cały krążek. Najlepsze wafle na świecie.
Opowiadała nam niezapomniane historie o powojennej Polsce. Jakby cofnął się czas. Siedziała zamyślona i wspominała najlepsze i najbardziej wesołe momenty. Zamykając oczy można było zobaczyć wszystko o czym mówiła. „Gdy chodziliśmy na zabawy na dwór hrabiowski to wszystkie panny miały spody sukni czerwone. Tańce odbywały się na korcie tenisowym i gdy tak wszyscy hulali, to ta cegła unosiła się w powietrzu i brudziła suknie”.
Babcia była nawet kilka razy we Francji. Opowiadała potem ze śmiechem jak podali jej homara i nie wiedziała co z nim robić. Jak była na kolacji i nie wiedziała, że najpierw podaję się przystawkę. Była taka głodna, że zjadła pół patery śliwek w szynce a potem nie miała siły na danie główne. Latem robiła do obiadu „sałatę po francusku”, którą jadała w Paryżu. Używała francuskich perfum i miała swoją klasę, której nie jedna francuska mogłaby jej pozazdrościć.
Moja babcia nie miała komórki i nawet nie wiedziała co to email. Pisała natomiast długie listy swoim charakterystycznym pismem. Wysyłała je do rodziny na całym świecie. Siedziała zgarbiona przy stole i opisywała chwile, którymi chciała się podzielić. Na święta zawsze dołączała opłatek dzieląc się nim symbolicznie. Pamiętam jak cieszyła się na każdy list, który dostała i czytała go wielokrotnie.
Uwielbiała oglądać zdjęcia i filmy weselne po kilkadziesiąt razy.
Nie potrafiła prowadzić samochodu. Jeździła „do miasta” PKSem nie raz w towarzystwie wnucząt. Nie wyprowadzała z błędu nawet Ady, która widząc słupy energetyczne za każdym razem krzyczała na cały autosan „Babcia patrz wieża Eifla”.
Trzymała małe kurczaki pod piecem i nie krzyczała jak nosiliśmy je na rękach. (wiem, że inne babcie krzyczały)
Wiedziała o swoich wnukach wszystko. Robiła legowisko z poduszek, salon fryzjerski i sklep na środku kuchni. Uwielbiała oglądać improwizowane przedstawienia, na których klaskała i płakała ze śmiechu do utraty tchu. Wiedziała który wnuk kocha gzik, pierogi leniwe, zupę wiśniową, pyry z sosem a dla którego musi wyłowić żołądek z zupy. Pamiętała, który boi się ciemności, a kto do drzemki musi mieć ubrane „paletki” czyt. Skarpetki. Gotowała dla nich zupę mleczną „naworkę” i nie krzyczała gdy pluli w talerz ze śmiechu. Latem zlecała dziadkowi zakup lodów „Panda” i rozdawała na podwieczorek, nawet tym co cały dzień broili. Opiekowała się każdym bez wyjątku. Nie raz załamując się, że ktoś spadł ze schodów do piwnicy, poparzył się herbatą czy najadł piasku. Chociaż była bezsilna, że Ada i Łukasz wybrudzili się czarną farbą i musiała ich czyścić pół dnia rozpuszczalnikiem, a potem narobili długów w sklepie uciekając ukradkiem i kupując gumy kulki „na zeszyt” (mieli wtedy ok 4 lat). Kochała wszystkich z całego serca. Nie musiała tego mówić, a każdy to wiedział.
Dla całej wspaniałej siódemki była i pozostanie najwspanialszą babcią.
Gdyby dzisiaj żyła to pewnie śmiała by się z harców jakie urządza trójka (już czwórka) prawnuków. Wzięłaby je na swoje drobne kolana i wycierała łzę ukradkiem. Cieszyła się z bombonierek, laurek, kolejnych fartuchów „niedzielnych” i ciepłych kapci. Nie dowierzałaby, że ten malutki wnuczek ma już „narzeczoną” i to taką „galantą”, a te młode wnuczki kawalerów i to „takich fest”. Pochwaliłaby jeśli miałaby za co i nawaliła laską po głowie jeśli stwierdziłaby, że ktoś na to zasłużył. A gdy wszyscy by już poszli, włączyłaby weselne płyty najstarszych wnuczek i pękała z dumy z każdego wspaniałego wnuka bez wyjątku.
Jeśli jesteś babcią i to czytasz to zrób te mleczne karmelki albo pyszne gofry dla swoich wnuków i ciesz się z tych wspólnych chwil. Niech Twoje wnuki zapamiętają te najwspanialsze momenty. Bądź dla nich zawsze i wszędzie, bo te małe serduszka kochają bezinteresownie i tak po prostu.
Pamiętaj, że każda babcia jest inna, ale każda wyjątkowa dla swoich wnuków.
A jakimi babciami my będziemy?
OlaKombinuje