Wpis,WYCHOWUJE

O tym jak 6 lat temu wszystko się zmieniło.

Dokładnie 6 lat temu wszystko się zmieniło. Świat stanął na chwilę w miejscu i po pierwszym donośnym wrzasku z malutkich ust nabrał nowego rozpędu.

Pamiętam jak w styczniu 2010 roku siedziałam w łazience i nie mogłam uwierzyć.

Pokazałam Kamilowi magiczne 2 kreski. Szok, niedowierzanie, chwila zwątpienia, chwila strachu i takie wielkie szczęście. Dochodziliśmy do siebie kilka dni. Targały nami sprzeczne emocje i strach co teraz będzie. Gdy lekarz powiedział „Super mamy ciąże!” chciało mi się i śmiać i płakać. Nie wiedziałam co mnie czeka, nie zdawałam sobie sprawy, że w tamtym momencie moje życie zmieniło się na zawsze.

Od zawsze był Antkiem. Od początku wiedziałam, że to będzie on. Gdy nasz doktor to potwierdził przyszły tata skakał z radości a ja prawię się rozbeczałam. Byliśmy tacy młodzi i niedoświadczeni. Myśleliśmy, że wszystko będzie super, bez powikłań problemów. Sam miód i czekolada.

Gdy minął termin codziennie mówiłam „To będzie dziś!” i łaziliśmy po nocy na długie spacery po wsi i nic. Pełna obaw pojechałam do szpitala w piątek. Udawałam dzielną, a byłam taka przerażona, że na te wspomnienia najchętniej cofnęłabym się w czasie i sama siebie potrzymała za rękę i powiedziała „EJ Ola! Dasz radę! Nie wymiękaj!”. Myślałam, że po szkole rodzenia wiem wszystko. Gówno jednak wiedziałam. Gdy zaczną się skurczę kazali dużo chodzić najlepiej po schodach, kucać, brać ciepły prysznic. Przez całą noc z soboty na niedziele zrobiłam chyba półmaraton po szpitalu. Żałuje, że nie miałam wtedy endomondo bo miałabym dla Was dokładne statystyki. Przysiadów zrobiłam tyle, że Chodakowska pewnie by wysiadła i prawdopodobnie zużyłam całą ciepłą wodę w szpitalu. W dodatku w tamtym terminie odbywało się wielkie spotkanie klasowe i odbierałam telefony od podchmielonych kolegów z ławki z pytaniem „Ej Stężewska gdzie ty jesteś? W szpitalu?! Co ty tam robisz?! A będziesz rodzić? No proszę. A może uda ci się jednak urwać na chwilę, są prawie wszyscy. No dobra to ty sobie tam rodź a my wypijemy Twoje zdrowie”.

Gdy o 7 rano zagadałam do położnej tłumiąc stęk bólu

-Wydaje mi się, że to chyba już

– No zobaczymy- powiedziała bez entuzjazmu, ponieważ właśnie kończyła zmianę.

-Łooo!!! 8cm idziemy na porodówkę-

– Mogę zadzwonić do narzeczonego? Chciał być przy porodzie- zapytałam nieśmiało

– No Pani dzwoni, ale nie wiem czy zdąży.

Po jakiejś chwili Kamil wparował w fartuchu lekarskim na porodówkę. Wszyscy sąsiedzi się domyślili, że rodzę, bo jeszcze nie widzieli, aby ktoś z takim piskiem i dymem wyjeżdżał z naszego podwórza.

– Skąd Ty wziąłeś ten fartuch?- prawie płakałam z bólu i śmiechu

– No wisiał tam.

Zwinął kitel jakiegoś lekarza. W końcu na szkole rodzenia mówili coś o wygodnych ciuchach i fartuchu.

Nie było łatwo. Jasna cholera nawet nie było trudno. Było po prostu zajebiście ciężko urodzić tego małego smoka o wadzie 4370g. Na szczęście trafiłam na wspaniałe położne (matka i córka), które mi bardzo pomogły. A Kamil, biedak był bardziej przerażony ode mnie. Chociaż tak uważnie słuchałam na szkole rodzenia i przeczytałam chyba wszystkie możliwe gazety dla przyszłych mam to za cholerę nie mogłam urodzić. W końcu starsza położna wykopała Kamila z sali, na mnie nawrzeszczała i po chwili zobaczyłam przed sobą małą wrzeszczącą kuleczkę.

Nie wiedziałam co począć z tym dzieckiem. Nie wiedziałam jak dać mu jeść i jak go przebrać.  Zagubiona to mało powiedziane. Pomimo tak dużej wiedzy teoretycznej, ja nie wiedziałam nic. Na szczęście te inne matki nie kłamały o tym całym instynkcie. Po chwili wszytsko samo przyszło. Dałam radę. Daliśmy radę! Kamil pomimo wielkiej początkowej paniki spisywał się na medal. Tata na 102. Przebrał, wykąpał a nawet kupy się nie bał tak bardzo. Znieśliśmy straszne kolki, gdzie szukaliśmy leków po całej Europie i nie raz płakaliśmy razem z nim. Ogarnęliśmy przygody z kupami, naukę mówienia i chodzenia. Bunty 2, 3,4, 5 latka (Obstawiam, że sławetne bunty skończą się w momencie ożenku) Nie raz płakaliśmy z bezradności i ryczeliśmy ze śmiechu.

Dokładnie 6 lat temu o godzinie 10.35 urodził się jeden z najważniejszych mężczyzn w moim życiu. Pierwszy facet, którego pokochałam całym sercem gdy tylko dowiedziałam się o jego istnieniu. Dzisiaj jest już uczniem klasy 0. Charyzmatyczny, uparty, empatyczny, radosny, szczery, wrażliwy, wspaniały. Z głową pełną niezwykłych pomysłów i niesamowitą wyobraźnią. Najlepszy starszy brat i wspaniały syn. Miłośnik klocków Lego, Minecrafta i swoich dwóch kotów. Wielbiciel naleśników i pizzy. Wielki fan Enej i przyszły naukowiec. Zaskakuje nas każdego dnia i daje tysiąc powodów do dumy. Nasz mały-duży Antek <3

Mama Ola

kolaz-antons

OlaKombinuje

Nieperfekcyjna matka dwóch chłopaków, notoryczna słomiana wdowa, zdeterminowana pani domu, niepoprawna marzycielka. Kombinująca jak nakarmić rodzinę i przyjaciół, utrzymać zadbany, czysty i rodzinny dom oraz jak spełniać marzenia te małe i te całkiem duże.

Możesz również polubić…